"Ale pławienie się w twoim świecie jest jakimś duchowym przeżyciem"
Pierwsze dni lutego minęły nadzwyczaj spokojnie. Trenowałeś, wychodziłeś z kolegami do najlepszych klubów w mieście, na wyjazdach wspólnie balowaliście z zawodnikami przeciwnych drużyn. Wszystko biegło swoim powolnym tempem. Od czasu do czasu odezwałeś się do Diany, porozmawiałeś z nią na Skype, skontaktowałeś się z przyjaciółmi z Rzeszowa czy Jastrzębia. Brakuje ci ich. Najchętniej wyjechałbyś teraz do Polski i został tam parę dni, ale nie możesz. W końcu jesteś w pracy, grasz w siatkówkę. Grasz coraz lepiej i jesteś za to nagradzany. Tylko czy kilka tysięcy więcej w kontrakcie jest taką wspaniałą nagrodą? Dla ciebie na pewno nie.
Jutrzejszy wieczór spędzisz ponownie razem z kolegami z boiska, ich połówkami oraz dodatkowo ważnymi sponsorami i innymi ludźmi z klubu w ramach balu karnawałowego. Chociażbyś nie chciał i tak musisz się tam zjawić. Nawet jedynie na godzinę, ale musisz być i obdarzać sztucznym uśmiechem panów prezesików, zatańczyć z ich żonami, pochlebiać dobrze prowadzonych biznesów sponsorom, pouśmiechać się i po odpowiadać na pytania dziennikarzy. Stać się na ten czas przykładnym, młodym mężczyzną, który wiele osiągnął w życiu zawodowym jak i prywatnym, ale który ma jeszcze wiele założonych sobie celów do zrealizowania. Ale przecież ty chcesz żyć z dnia na dzień.
- Zibi, idziesz dziś z nami na piwo po meczu? - słyszysz pytanie Bruna z drugiego końca szatni.
- A będzie się wam chciało włóczyć po klubach? - śmiejesz się, patrząc po wesołych minach innych zawodników.
- O naszą kondycją to ty się Zbysiaczku nie martw. A już na pewno nie o tę nocną - słyszysz głos Lukasa Kampy, który wychodząc klepie cię po plecach. Zakładasz jeszcze ochraniacze na kolana i wybiegasz na halę pełną kibiców.
Mecz rozgrywa się w bardzo szybkim tempie. Już po upływie półtorej godziny meldujesz się z powrotem w szatni, bierzesz prysznic i cieszysz się z innymi z kolejnych trzech punktów i niestraconego seta. Śmiejecie się, żartujecie, słuchacie głośnej muzyki. O dwudziestej jesteś już w domu. Zakładasz jakieś czyste i schludne ubrania, pryskasz się drogimi perfumami kupionymi przez Dianę, zakładasz kurtę, buty i wychodzisz z apartamentu. Zamówioną wcześniej taksówką jedziesz pod wskazany przez młodego Rezende adres klubu. Pół godziny później pijesz kolejkę wódki ze wszystkimi zgromadzonymi i zaczynasz się bawić, nie myśląc o tym, że gdzieś w Polsce ktoś na ciebie czeka i tęskni, że jest Diana.
Liczy się jedynie głośna, klubowa muzyka dudniąca w twoich uszach. Liczą się kolejne kolorowe drinki z palemką czy kieliszki czystej wypite prawie ze wszystkimi. Liczą się kocie ruchy kolejnych pięknych Włoszek lepiących się do twojego krocza swoimi pośladkami. Jednak żadna z nich nie ma tak zaokrąglonych bioder; żadna nie ma tak owocowo pachnących włosów, w których mógłbyś zanurzyć twarz i odpłynąć; żadna nie ma na sobie długiej sukienki, działającej na twoją wyobraźnię; żadna nie ma tego specyficznego błysku w oczach, gdy zbliżasz swoją twarz; żadna nie jest choć w najmniejszym stopniu Nią. Nie jest Eleną. A teraz to właśnie o niej myślisz; to z nią chciałbyś wirować na parkiecie; to jej chciałbyś szeptać różnorakie słówka do ucha; to z nią chciałbyś spędzić dzisiejszą noc.
Nie żegnając się z nikim wychodzisz pospiesznie z lokalu. Kojarzysz miejsce w którym się znajdujesz, więc mimo stanu wskazującego powolnym krokiem kierujesz się w stronę osiedla, na którym mieszkasz. Nie potrzebna ci taksówka, musisz wytrzeźwieć i... pomyśleć? Ty i myślenie. Rzecz abstrakcyjna, bo przecież Zbigniew Bartman nie myśli racjonalnie, ale teraz musisz, bo już nie wiesz, co powinieneś robić. Nie dane jest ci jednak w pełni skupić się na rozważaniu swojej egzystencji, gdyż znajdujesz się na znajomej ulicy i słyszysz Jej głos. Twoje oczy widzą dwie rozmazane postacie. Momentalnie trzeźwiejesz, podbiegasz do nich. Nie możesz pozwolić na to, by ktokolwiek wyrządził Jej krzywdę. Nie teraz, kiedy Ją poznałeś i czujesz, że jest ci bliska. Odpychasz mężczyznę w starszym wieku od niego, obijając mu porządnie krzywą mordę i chwytasz za rękę Elenę.
- Co ty do cholery robisz?! - krzyczy, próbując się wyrwać. - Przez ciebie straciłam klienta! Myślisz, że za co ja będę żyć?! Nie jestem taką gwiazdką jak ty, nie mam kasy na wszystko, czego zapra... - nie pozwalasz dalej na to, by wydzierała się na całą ulicę. Nie pozwalasz, by jej usta nadal były otwarte. Przyciągasz energicznie Ją do siebie i wpijasz się w spierzchnięte usta, smakujące truskawkami.
- Przepraszam, ale to był jedyny sposób, żebyś przestała gadać, a dodatkowo bardzo przyjemny... - uśmiechasz się delikatnie. - Zabieram cię do siebie, a jutro idziemy na zakupy... - mówisz stanowczo, trzymając jej dłoń w drodze na osiedle.
- Co?!
- Powiedziałem, że odkupię ci sukienkę, to to zrobię, a przy okazji pójdziesz ze mną na bal karnawałowy...
- Żartujesz sobie... Zbyszek powiedz, że żartujesz?
- Jestem poważny jak nigdy dotąd, Skarbie... A teraz w zamian będziesz grzeczną dziewczynką i pokarzesz mi, jak bardzo jesteś szczęśliwa, bo ja jestem w raju, że cię dziś spotkałem...
Wszystko dzieje się szybko, gwałtownie, boleśnie. Już wiesz, że na plecach zostaną ci pręgi po jej paznokciach, jej przybędzie odrobinę czerwieni na pośladkach. Ale teraz liczy się walka waszych języków. Liczą się szarpiące się ręce, które, najszybciej jak tylko mogą, próbują pozbyć się zbędnych ubrań. Liczy się ten ogień w oczach, którym na wzajem się darzycie. Liczy się ten żar, który od was bije. Liczy się Ona. Dziewczyna o obliczu, którego nie potrafisz rozszyfrować.
Noc spędzona z Nią jest dla ciebie duchowym przeżyciem, Zbyszku...
~^~
I kolejna odsłona Zbyszka za nami.
Tak sobie myślę, że ta historia to nie ma takiego sprecyzowanego wątku głównego.
Jest jedynie tajemnica, której nikt nie zna :P
Zdradzę Wam coś. Ale cicho, bo to tajemnica...
Tak sobie myślę, że ta historia to nie ma takiego sprecyzowanego wątku głównego.
Jest jedynie tajemnica, której nikt nie zna :P
Zdradzę Wam coś. Ale cicho, bo to tajemnica...
Chyba pierwszy raz dobrnę do końca ze swoimi czarnymi myślami i takim właśnie scenariuszem :P
Wiem, jestem wredna, ale kiedyś musi być ten pierwszy zły koniec :PP
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*
Wiem, jestem wredna, ale kiedyś musi być ten pierwszy zły koniec :PP
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*
Zapraszam:
Ps. Z zaległościami chyba wyszłam na prostą, a jak nie, to informujcie na gadu ;)