"Jeszcze wczoraj była obok, obejmowała Cię...
Dziś wiesz, że już nigdy tego nie zrobi...
Nigdy nie powie KOCHAM..."
Narastająca pustka, z każdą kolejną sekundą coraz bardziej kłębiąca się w twojej głowie. Pustka myśli, które krążą w martwym punkcie. To tak, jakby całkowicie zabrać człowiekowi mózg, a zostawić rozlatującą się papkę, która nad niczym nie zapanuje. Ten martwy punkt to słowa lekarza, wypowiedziane w twoim kierunku kilka godzin temu. Martwy punkt, któremu nie potrafisz zaradzić, nie masz możliwości, by go zmienić, chcesz, żeby wszystko okazało się koszmarem, jednak tak nie będzie. Nic się nie zmieni, historia nie pozwoli ci przeżyć życia jeszcze raz od nowa, rzeczywistość pokaże ci dopiero, jak wygląda cierpienie. A przecież już wielokrotnie byłeś pewien, że mocniej cierpieć się nie da, że to są już granice tego nieznośnego bólu, że czegoś podlejszego być już nie może. A jednak. Los pozwolił na to, byś stracił swój sens życia, który odnalazłeś tak niedawno. To tak, jakby małemu dziecku zabrać nagle rodziców, zabawki, spokojne myślenie, jakby wyrwać je ze wspaniałego świata, nakazać nauczyć się żyć bez otoczenia, które współgrało ze sobą idealnie. Ciebie też ktoś wyrwał z idealności, a pozostawił w swoistym rodzaju piekła. Piekła dla skołatanych myśli, duszy, ciała.
Marina choć na chwilę zasnęła obok ciebie na kanapie. Nie możesz mieć jej tego za złe, przecież nie zmrużyła oczy od kilkudziesięciu godzin. Ty nie zaśniesz. Twoje powieki nie potrafią opaść i pozwolić organizmowi na potrzebny odpoczynek. Wiesz, że gdybyś tylko je przymknął od razu ujrzałbyś Dianę, zobaczył jej zakrwawione ciało, zadrapania, siniaki. Zapamiętasz ją jaką uśmiechniętą kobietę, nie jako trupa. Nie pozwolisz sobie na to. Marina mimo przebywania w stanie spoczynku nie poszcza twojej dłoni, która utonęła w jej drobnej dłoni już na lotnisku. Do oczy napływają ci łzy, pociągasz nosem, próbując poradzić sobie ze słabością. Jednak płacz z powodu utraty swojej miłości nie jest wstydliwy, nie jest twoją słabością. Jest okazaniem twoich uczuć i ich siły, które będą cię ranić, jednocześnie ciągnąc w górę, kiedy zaczniesz wątpić. Drobne palne zaciskają się mocniej wokół twoich, a jej ciało powoli podnosi się do góry. Siada za tobą i wtula się w ciebie. Łzy same zaczynają wypływać z kącików twoich oczu.
- Zbyszek, Diana będzie z tobą zawsze - szepcze, ledwo powstrzymując się samej od płaczu. Jesteś stuprocentowo pewien, że jest jedyną osobą, która w pełni postara się zrozumieć twoje zachowanie, która uratuje cię od dna. - Spójrz na mnie proszę - chwyta twoją twarz w swoje dłonie, nie wstydzisz się przed nią płakać. Nie w momencie, gdy przytula cię, szepcząc, że wszystko kiedyś powróci do normy, nie tej z czasu ideału, ale tej lekko pozornej, stworzonej często na pokaz. - Diany nie zastąpi nikt, jednak to co ci dała, to co zyskałeś dzięki niej, to wszystko zostanie w tobie na zawsze. - Patrzy ci w oczy. Tak jakby sama musiała upewnić się swoich kolejnych słów. - Nie zostawię cię - powoli zbliża usta do twojego czoła, składa pocałunek.
- Nie poradzę sobie bez niej - układasz się obok niej na wąskiej kanapie, moczysz jej podkoszulkę. Telefon od dobrych kilku godzin non stop wydaje z siebie dźwięki, na które przestałeś reagować. Włoszka leży odwrócona do ciebie twarzą, w jej oczach również widzisz łzy. Nie wiesz, czy płacze z powodu śmieci Diany, czy też z twojego cierpienia. W końcu obie potrafiły ostatnio kontaktować się ze sobą za twoimi plecami, jednakże wydarzenia z Włoch nie pozwalają ci wysnuć jednego powodu jej łez. - Dziękuję, że jesteś. - Powoli zasypiasz, odciągając myśl, że za kilka godzin spojrzysz w oczy swoich teściów, w oczy matki i ojca swojego jedynego dziecka, które odeszło za wcześnie dla wszystkich.
Następny dzień jest jednak jeszcze gorszy. Trzymasz się jedynie dzięki Marinie, która razem z twoimi teściami stara się załatwić sprawy pogrzebu. Najgorszy moment, to ten, kiedy zobaczyłeś blade ciało, z zadrapaniami, siniakami, kiedy dotarło do ciebie w stu procentach, że nie ujrzysz blasku jej czekoladowych tęczówek, w których tak rozkosznie odbijało się słońce, w które wpatrywałeś się godzinami. Teraz już ich nie zobaczysz. Gdy pozwolono dotknąć jej dłoni przeraziło cię bijące od jej ciała. Kiedyś jej dłonie rozgrzewały twoje, teraz są jak sopelki lodu. Zostałeś sam, nawet nie zwróciłeś uwagi, kiedy wszyscy opuścili szpitalną salę. Usiadłeś na metalowym taborecie obok niej, kładąc głowę na jej dłoni. Tak mocno pragniesz poczuć jej dotyk na swoim ciele, usłyszeć jej anielski głos, móc zobaczyć jej uśmiech. Może tak było ustawione odgórnie? Może to tak miało być? Myślisz, jednak odpowiedzi na pytanie nie poznasz. Wstajesz z miejsca. Jej ciało jest tak bezbronne, takie niewinne, a nie bije w nim już serce, nie tłoczy krwi po całym organizmie, jej duszy już tu nie ma. Pochylasz się. Twój zmysł węchu wyczuwa delikatną woń cytrusów, o których zapachu używała szamponu, jednakże umysł dobrze wie, że tego zapachu nie ma. Ten ostatni raz chcesz coś zrobić. Posmakować jej ust. Pożegnać się w samotności. Nie gdzieś na cmentarzu na oczach setki ludzi. Chcesz tutaj. Chcesz podziękować jej za wszystko, co ci ofiarowała. Chcesz poczuć po raz ostatni, jaką idealność stworzyliście. Chcesz nauczyć się żyć bez Diany obok. Wychodzisz.
- Skąd wzięłaś się w Polsce? - teściowa próbuje zagadać do Mariny. Słyszysz to, gdy tylko przekraczasz próg drzwi na korytarz. Oni cię nie widzą, ty ich obserwujesz. Dziewczyna wiele rozumie w języku polskim, jednak teraz nerwowo strzela palcami, rozgląda się wokół.
- Mamo - ujawniasz się, wychodzisz z cienia wnęki, wycierając łzy. - Marina przyleciała dziś w nocy, miała pojechać z nami na krótkie wakacje - chwytasz dłoń Włoszki, to dla niej niezręczna sytuacja. - Gdyby nie ona - zerkasz na brunetkę. - Gdyby nie to, że miałem ją odebrać i mnie już by tu z wami nie było. - Zostawiasz wszystkich w stanie osłupienia. Żwawym krokiem wybiegasz z budynku. Już nie płaczesz, nie masz na to sił. Chcesz być sam. Odciąć się o wszystkiego.
Ps. Przepraszam za błędy. Pisałam na spontanie. Nie sprawdzałam.
Ps2 Musicie zobaczyć ten filmik, bo Winiar śpiewa piosenkę z rozdziału ^^
Marina choć na chwilę zasnęła obok ciebie na kanapie. Nie możesz mieć jej tego za złe, przecież nie zmrużyła oczy od kilkudziesięciu godzin. Ty nie zaśniesz. Twoje powieki nie potrafią opaść i pozwolić organizmowi na potrzebny odpoczynek. Wiesz, że gdybyś tylko je przymknął od razu ujrzałbyś Dianę, zobaczył jej zakrwawione ciało, zadrapania, siniaki. Zapamiętasz ją jaką uśmiechniętą kobietę, nie jako trupa. Nie pozwolisz sobie na to. Marina mimo przebywania w stanie spoczynku nie poszcza twojej dłoni, która utonęła w jej drobnej dłoni już na lotnisku. Do oczy napływają ci łzy, pociągasz nosem, próbując poradzić sobie ze słabością. Jednak płacz z powodu utraty swojej miłości nie jest wstydliwy, nie jest twoją słabością. Jest okazaniem twoich uczuć i ich siły, które będą cię ranić, jednocześnie ciągnąc w górę, kiedy zaczniesz wątpić. Drobne palne zaciskają się mocniej wokół twoich, a jej ciało powoli podnosi się do góry. Siada za tobą i wtula się w ciebie. Łzy same zaczynają wypływać z kącików twoich oczu.
- Zbyszek, Diana będzie z tobą zawsze - szepcze, ledwo powstrzymując się samej od płaczu. Jesteś stuprocentowo pewien, że jest jedyną osobą, która w pełni postara się zrozumieć twoje zachowanie, która uratuje cię od dna. - Spójrz na mnie proszę - chwyta twoją twarz w swoje dłonie, nie wstydzisz się przed nią płakać. Nie w momencie, gdy przytula cię, szepcząc, że wszystko kiedyś powróci do normy, nie tej z czasu ideału, ale tej lekko pozornej, stworzonej często na pokaz. - Diany nie zastąpi nikt, jednak to co ci dała, to co zyskałeś dzięki niej, to wszystko zostanie w tobie na zawsze. - Patrzy ci w oczy. Tak jakby sama musiała upewnić się swoich kolejnych słów. - Nie zostawię cię - powoli zbliża usta do twojego czoła, składa pocałunek.
- Nie poradzę sobie bez niej - układasz się obok niej na wąskiej kanapie, moczysz jej podkoszulkę. Telefon od dobrych kilku godzin non stop wydaje z siebie dźwięki, na które przestałeś reagować. Włoszka leży odwrócona do ciebie twarzą, w jej oczach również widzisz łzy. Nie wiesz, czy płacze z powodu śmieci Diany, czy też z twojego cierpienia. W końcu obie potrafiły ostatnio kontaktować się ze sobą za twoimi plecami, jednakże wydarzenia z Włoch nie pozwalają ci wysnuć jednego powodu jej łez. - Dziękuję, że jesteś. - Powoli zasypiasz, odciągając myśl, że za kilka godzin spojrzysz w oczy swoich teściów, w oczy matki i ojca swojego jedynego dziecka, które odeszło za wcześnie dla wszystkich.
Następny dzień jest jednak jeszcze gorszy. Trzymasz się jedynie dzięki Marinie, która razem z twoimi teściami stara się załatwić sprawy pogrzebu. Najgorszy moment, to ten, kiedy zobaczyłeś blade ciało, z zadrapaniami, siniakami, kiedy dotarło do ciebie w stu procentach, że nie ujrzysz blasku jej czekoladowych tęczówek, w których tak rozkosznie odbijało się słońce, w które wpatrywałeś się godzinami. Teraz już ich nie zobaczysz. Gdy pozwolono dotknąć jej dłoni przeraziło cię bijące od jej ciała. Kiedyś jej dłonie rozgrzewały twoje, teraz są jak sopelki lodu. Zostałeś sam, nawet nie zwróciłeś uwagi, kiedy wszyscy opuścili szpitalną salę. Usiadłeś na metalowym taborecie obok niej, kładąc głowę na jej dłoni. Tak mocno pragniesz poczuć jej dotyk na swoim ciele, usłyszeć jej anielski głos, móc zobaczyć jej uśmiech. Może tak było ustawione odgórnie? Może to tak miało być? Myślisz, jednak odpowiedzi na pytanie nie poznasz. Wstajesz z miejsca. Jej ciało jest tak bezbronne, takie niewinne, a nie bije w nim już serce, nie tłoczy krwi po całym organizmie, jej duszy już tu nie ma. Pochylasz się. Twój zmysł węchu wyczuwa delikatną woń cytrusów, o których zapachu używała szamponu, jednakże umysł dobrze wie, że tego zapachu nie ma. Ten ostatni raz chcesz coś zrobić. Posmakować jej ust. Pożegnać się w samotności. Nie gdzieś na cmentarzu na oczach setki ludzi. Chcesz tutaj. Chcesz podziękować jej za wszystko, co ci ofiarowała. Chcesz poczuć po raz ostatni, jaką idealność stworzyliście. Chcesz nauczyć się żyć bez Diany obok. Wychodzisz.
- Skąd wzięłaś się w Polsce? - teściowa próbuje zagadać do Mariny. Słyszysz to, gdy tylko przekraczasz próg drzwi na korytarz. Oni cię nie widzą, ty ich obserwujesz. Dziewczyna wiele rozumie w języku polskim, jednak teraz nerwowo strzela palcami, rozgląda się wokół.
- Mamo - ujawniasz się, wychodzisz z cienia wnęki, wycierając łzy. - Marina przyleciała dziś w nocy, miała pojechać z nami na krótkie wakacje - chwytasz dłoń Włoszki, to dla niej niezręczna sytuacja. - Gdyby nie ona - zerkasz na brunetkę. - Gdyby nie to, że miałem ją odebrać i mnie już by tu z wami nie było. - Zostawiasz wszystkich w stanie osłupienia. Żwawym krokiem wybiegasz z budynku. Już nie płaczesz, nie masz na to sił. Chcesz być sam. Odciąć się o wszystkiego.
"Pamiętasz wszystkie wspólne chwile, wszystkie wyznania...
Jeszcze wczoraj to mówiła...
Dziś i nigdy więcej nie padnie z jej ust kocham cię..."
~^~
Dziś krótko, bo płaczę, wypalam się jak Zbyszek.
Niedługo koniec.
Zobaczymy jak będzie.
Dziękuję, że jesteście ze mną ;)
Zobaczymy jak będzie.
Dziękuję, że jesteście ze mną ;)
Teraz coś, co już tu było, ale jedna z was uświadomiła, jak cudowne są to słowa :)
"Miłość. Jedyna rzecz, którą możesz dać, nie posiadając niczego. Uczucie, które przesłonić może ci cały świat, które pokaże właściwą drogę, gdy masz kilka do wyboru, które przezwycięży wszystko, jeśli jest prawdziwe, jeśli płynie prosto z serca, jeśli nawet śmierć nie jest ci straszna w obliczu śmierci tej ukochanej osoby."
Całuję :*
Ps2 Musicie zobaczyć ten filmik, bo Winiar śpiewa piosenkę z rozdziału ^^