niedziela, 17 sierpnia 2014

Żądza Ostatnia.

"Jeśli stracisz nagle wszystko,
Odnajdziesz samego siebie,
Gdy miłość dotrze do twojego serca."



Rok 2016, Marzec.

     - Zbyszku, wyjeżdżam. - Doskonale pamiętasz, jak przyszła do ciebie po ostatnim meczu o brązowy medal Plusligi w sezonie 2014/15, usiadła obok na kanapie, przytuliła się i wyszeptała, że wyjeżdża razem z Piotrem, którego poznała w grudniu. Zabolało okropnie. Tak jakby ktoś umyślnie wbił w twoje plecy ostry nóż, dodatkowo wwiercając się nim w kręgi, powodując przeszywający ból, którego pozbyć się nie byłeś w stanie, ba!, nadal nie jesteś, chociaż od tamtego czasu minął rok, Marina zamieszkała razem z niejakim Kowalskim w Niemczech, a ty znów zostałeś pozostawiony samemu sobie. Jastrzębska hala pozwalała ci choć na chwilę poczuć się szczęśliwym, gdy pracowałeś katorżniczo na treningach, czy rozgrywałeś pojedynki z kolejnymi drużynami. Jedynie tam mogłeś poczuć, że nie zostałeś ze wszystkim sam, że każda napotkana osoba chce dla ciebie jak najlepiej, że wszyscy w jakimś stopniu się o ciebie martwią. To było chyba jedyne miłe uczucie podczas upływającego czasu. Może jedynie rzadkie spotkania z Włoszką przysparzały ci tyle samo albo i więcej radości oraz szczerego uśmiechu na twarzy. Zdecydowanie więcej było jednak chwil, gdy musiałeś radzić sobie z rzeczywistością całkowicie sam, a okazanie słabości i wyciągnięcie dłoni o pomoc nie było zgodne z twoim usposobieniem. Przecież Zbigniew Bartman nie okaże swojej słabości.
     Kroczysz po pustej gdańskiej plaży. Jest już późny wieczór. Na niebie rozbłyska milion maleńkich światełek zwanych pozornie gwiazdami, które święcą. Korzystasz z wolnego wieczoru, który dostaliście po wygranym meczu z miejscową drużyną. Inni świętują sukces w jakimś lokalu, oblewając go alkoholem. Jesteś głupi. Powinieneś przecież robić to co inni, mówi ci jedna strona twojej podświadomości. Druga natomiast twardo trzyma się przy tym, że to właśnie w samotności odpowiednio przeżyjesz ten minimalny sukces oraz wreszcie przemyślisz, jak powinno wyglądać twoje życie po stracie Diany, Mariny. Straciłeś je obie, mimo że tylko jedna z nich odeszła. Druga po prostu znalazła swoje szczęście, za to nie możesz być na nią zły, nie możesz żywić urazy, że jest szczęśliwa. Tak przynajmniej uważasz. Musi być szczęśliwa z tym parszywym typem, skoro przestała nawet dzwonić, mówisz sobie w myślach. Brakuje ci jej. Brakuje tych wspólnych wieczorów na kanapie, gdy pozwalała położyć ci głowę na jej kolanach i delikatnie mierzwiła twoją fryzurę. Uwielbiałeś te chwile, ponieważ pozwalały ci przestać myśleć, odpłynąć gdzieś daleko do innej rzeczywistości i zaszyć się tam na długie godziny. A Ona po prostu była obok. Pomagała, wspierała, aż w końcu zostawiła. Podleczyła i porzuciła.
     Siadasz na zimnym piasku, wzrokiem wpatrujesz się w gwiazdy. Są takie jak człowiek. Każda z pozoru wygląda tak samo, ale jej wnętrze, sposób powstania czy cel jest unikatowy. Niekiedy łączą się w konstelacje. Tak jak ludzie łączą się w pary, paczki, grupy. Chciałbyś kiedyś odnaleźć tą swoją gwiazdę i zobaczyć z czym, z kim jest połączona. Czy masz jeszcze jakiekolwiek szanse na znalezienie takiej konstelacji na Ziemi? A co, jeśli swojej konstelacji nie znajdziesz już nigdy? Co, jeśli straciłeś szansę na to, by być szczęśliwy już do śmierci? Co, jeśli wyjazd Mariny przekreślił wszystko, co życie dla ciebie zaplanowało? Nienawidzisz gdybać. Jednak czy w obecnej sytuacji masz szansę robić co innego? Nie. Po dłuższej chwili zbierasz się z miejsca, poprawiasz kurtkę i ruszasz w drogę powrotną. Nigdy nie bałeś się ciemności, przemierzani miasta o zmroku, czy przebywania w pomieszczaniach z wyłączonym światłem. Szczególnie po śmierci Diany znów nasiliło się w tobie chęć przemierzania miasta, w którym aktualnie gościsz nocami. Dzięki temu myślisz. Myślisz o tym, czy twoje serce czuje coś do Mariny? Czy to przez jej ostatnią nieobecność w twoim życiu cierpisz? Czy zdołałeś się w niej zakochać? Czy Zbyszek mógł znów poczuć się zakochany? Czy kocham? Po powrocie do hotelu układasz się w swoim łóżku i od razu zasypiasz, z samego rana wyruszacie w podróż do Jastrzębia, jednak ty zostajesz w Warszawie.

- Zbyszku?! - Zdziwienie w oczach matki jest zrozumiałe. Zawitać w rodzinnym domu miałeś przecież dopiero po zakończeniu sezonu klubowego. Przytulasz się do niej, jak zwykłeś to robić za starych dobrych czasów, kiedy to byłeś dzieckiem.
- Mamo, nie wiem, co robić - szepczesz cicho w zagłębienie jej szyi, a ona od razu prowadzi cię do salonu, sadza na kanapie, po chwili stawia przed tobą gorącą czekoladę i pyta, o co chodzi. - Chyba się w kimś zakochałem... - powoli wypowiadasz każde słowo, przybliżając rodzicielce sytuację, w jakiej się znalazłeś. Nie omijasz szczegółów i zdarzeń, które miejsce miały jeszcze we Włoszech. Wstydzisz się ich, jednak wiesz, że gdyby nie tamte zdarzenia, nigdy nie wróciłbyś do Diany i nie pokochał jej jeszcze mocniej niż było to przed wyjazdem. Nie kryjesz się z tym, że to Włoszka pomogła ci najbardziej po śmierci żony, że to ona potrafiła zostawić na chwilę całą swoją rzeczywistość, byleby poświęcić ci swój czas i zaopiekować się Tobą. - Nawet nie wiesz, jak mocno brakuje mi ich obu, jak mocno za nimi tęsknię. - Wtulasz się w matkę, jak małe dziecko, które straciło ulubione zabawki i potrzebuje ukojenia. Ty potrzebujesz również tego, żeby powiedziała ci, co masz dalej robić, jak postąpić.
- Dziecko, nie pochwalam twoich wyborów, jednak moje kazania są zbędne - mówi prosto w twoje oczy. - Sam zrozumiałeś, co zrobiłeś źle, jednak gdyby nie pewne wybory, nie byłoby twojego małżeństwa. Jeśli chodzi o Marinę, to mogę powiedzieć ci jedynie tyle. Zdecyduj, czy kochasz ją prawdziwą miłością, czy jedynie tak uważasz. Jeśli już zdecydujesz, to zawalcz - całuje cię w czoło i zostawia samego w salonie.

     Dzisiejszą jak i następną noc spędzasz w rodzinnym domu, który pozwala ci na spokojnie przeanalizować wszystkie za i przeciw odnoście twojej decyzji. Tylko co tu analizować, skoro Ona jest szczęśliwa z innym. Dopiero w poniedziałek ojciec odwozi cię do Jastrzębia. Udajesz się od razu na trening, a po odbytych zajęciach wracasz wreszcie swoim samochodem do mieszkania. Czujesz się w nim samotny, ale chyba to jedyne uczucie, które ci pozostało. Lodówka świeci pustkami, więc opuszczasz lokum i jedziesz na zakupy. W supermarkecie o dziwo nie jesteś obiektem rozpoznawalnym, a jedynie zwykłym mężczyzną na zakupach. Jedyna rzecz, która cię cieszy. Nie omieszkujesz wrzucić kilku puszek piwa do koszyka, w końcu upić się chyba możesz? Kasjerka dość szybko obsługuje cię, więc po pięciu minutach jesteś z powrotem w aucie. Droga mija ci szybko. Spokojnie parkujesz samochód, wyjmujesz pakunki i zmierzasz z nimi w kierunku nowoczesnego bloku. Nic cię już chyba nie potrafi zadziwić, bo widok ciemnych chmur otaczających miasto jest ci złudnie znajomy. Szykuje się jeden z twoich ulubionych wieczorów. Ty, piwo i ciemności. Połączenie wręcz idealne. Twój ulubiony klimat. A może znów coś raczy przerwać ci błogie gapienie się w zasypywane tym razem śniegiem miasto? 
     Nie tym razem. To pozornie spokojna noc. Spokojna odnośnie wydarzeń w twojej głowie, pełna gwałtowności na zewnątrz. Nie masz ochoty wychylić nosa z ciepłego mieszkania, co utrudnia dodatkowo kac, jednak musisz. Poranny trening pozwala ci pozbyć się wszystkiego co złe i w miarę poprawionym humorze możesz wrócić do domu. Na trawniku pod blokami widzisz radosne dzieci lepiące bałwany oraz ich szczęśliwych rodziców. Przysiadasz na jednej z ławek i przyglądasz się otoczeniu. Chciałbyś mieć dziecko. Chciałbyś być za kogoś odpowiedzialny i móc powiedzieć, to mój skarb, którego zawsze będę strzec. A może szansa na bycie rodzicem jest już za tobą, może nigdy nie weźmiesz w ramiona kruchej istotki i nie powiesz całemu światu, że jesteś bezwarunkowo zakochany. Może los ma dla ciebie przygotowane tylko te złe ścieżki na dalsze życie? Może utrata ich Obu na praktycznie na raz przekreśliła tą dobrą rzeczywistość? Nie masz siły o tym myśleć. Nie chcesz zaprzątać sobie tym głowy. Chcesz jak najszybciej pójść na trening. Chcesz poczuć się jak ptak wzbijający się w powietrze podczas gry, chcesz choć na chwilę nie mieć żadnych ograniczeń, nie czuć uwięzi, która trzyma cię na ziemi i nie pozwala w pełni się rozwinąć. Chcesz wolności oraz miłości, które zapewnią ci szczęście.

- Przepraszam, nie zauważyłem cię. - Jak zwykle jesteś chodzącym nieszczęściem. Nawet z bloku nie potrafisz wyjść tak, by nikomu nie sprawić bólu. Pomagasz podnieść się młodej dziewczynie, której chyba jeszcze nigdy nie widziałeś na osiedlu. Jest piękna. Jej brązowe oczy najpierw patrzą na ciebie niepewnie, jednak po chwili uśmiecha się do ciebie.
- Agnieszka jestem - wyciąga do ciebie dłoń, którą ściskasz.
- Zbyszek - wyjękujesz cicho. Zabrakło ci języka w ustach. Pozwoliłeś jej odejść. Starzejesz się, Bartman.

    Nadchodzi wreszcie dzień pierwszego meczu półfinałowego. Pojedynki z Resovią nigdy nie są łatwe, jednak pokonaliście ten zespół już dwa razy w rozgrywkach ligowych. Przygotowujesz się w szatni do meczu. Kolejni zawodnicy wychodzą powoli z pomieszczenia na rozgrzewkę, trwającą już od kilku minut. Ty nie możesz. Nie potrafisz wyjść po wiadomości, która dostałeś przed chwilą. Wraca, za chwilę tu będzie, znów ją zobaczę. Uśmiechasz się od ucha do ucha, masz ochotę podskoczyć bardzo wysoko i dłonią sięgnąć nieba. Chociaż, chyba nawet tego nie chcesz. Jej obecność obok doda ci skrzydeł samoistnie, a skok potrzebuje twojej siły. Nie masz siły. Nie masz odwagi. Jesteś tchórzem. Boisz się tego, co ci powie, jak na to zareagujesz. Boisz się tego, że nie będziesz w stanie powiedzieć jej tego, co czuje twoje serce. Boisz się tego, że wszystko wokół utraci swój dotychczasowy mizerny sens w chwili, gdy Marina zostawi cię definitywnie, gdy otwarcie powie, że to koniec. Boisz się tego, że znów się złamiesz, na dwa równe kawałki, których już nikt, nigdy nie będzie w stanie scalić na nowo. Boisz się, że Ona nie czuje niczego oprócz przyjaźni.

- Nie mogę dziś zagrać. - Komunikujesz trenerowi, a ten patrzy na ciebie wielkimi oczami.
- Jak to, nie mogę zagrać?! Czy to sobie wyobrażasz, co mówisz?! - krzyczy na ciebie, jednak spokojnie odciągasz go na bok i tłumaczysz całą sytuację. - Jeśli ma być na hali, to co to za różnica, czy spotkasz się z nią teraz czy po pojedynku? Zbyszek, zagraj i wygraj ten mecz z kolegami dla niej. Jeśli ci na niej zależy, tak samo jak na siatkówce, to zrób właśnie tak. 

     Myśli podsuwają ci tylko jedno rozwiązanie. Wystukujesz odpowiedź na jej wiadomość z prośbą o spotkanie po pojedynku. Wyłączasz telefon, chowasz go do torby i wreszcie w pełni skupiony i zaangażowany wychodzisz na halę, by rozgrzać mięśnie, a potem rozegrać jeden z najlepszych meczy w sezonie. Dla Niej. Dla Mariny. Tak również się dzieje. Może nie jest to łatwy mecz, ale wygrywacie go w czterech setach. Przez cały czas wypatrywałeś jej na trybunach, choć prawdopodobieństwo zobaczenia jej równe było zeru. Zaczynasz rozciągać się po ostatnim gwizdku, dalej szukając jej osoby schodzącej na parkiet, podchodzącej do ciebie. Tak mocno chciałbyś poczuć teraz na sobie jej dotyk, chciałbyś, by po porostu cię przytuliła, by pogratulowała, by wreszcie była obok. Rozkładasz się wygodnie na parkiecie, słyszysz, jak budynek pustoszeje, jak zostają w nim tylko najwierniejsi kibice, organizatorzy, członkowie zespołów. Zamykasz oczy, wyciszasz się. Nie ma jej, nie przyszła. Nie wiesz, dlaczego tak się zachowała, nie wiesz, czy miała na to wpływ twoja wiadomość, nie wiesz, czy stać może za tym coś jeszcze innego. Zbierasz się w końcu, udajesz do szatni i doprowadzasz do normalnego stanu. Równocześnie szczęśliwy i zawiedziony opuszczasz halę. Nieświadomy biegu wydarzeń kroczysz przed siebie przez ciemne już ulice.

- Zbyszku... - Chyba się przesłyszałeś. To nie może być prawda. Jeszcze godzinę temu uznałbyś to za coś prawidłowego, teraz jednak nie wiesz, jak się zachować. Odwracasz się powoli do tyłu i widzisz jej postać. Brak błysku w oku, brak uśmiechu na twarzy, brak kolorów w stroju. Wyjeżdżała zupełnie inna. - Przepraszam. Powinnam podejść do ciebie po meczu, ale nie potrafiłam, nie chciałam, żeby wszyscy na nas patrzyli. 
- Nic się nie stało. - Kłamiesz. Przecież jeszcze godzinę temu wyzywałeś ją w myślach, choć teraz boisz się nawet o tym wspomnieć. - Mogę cię przytulić?  - podchodzisz bliżej, wlepiając swoje spojrzenie w jej smutne spojrzenie.
- Przepraszam! - Pada w twoje ramiona z płaczem. Odruchowo przyciągasz ją jeszcze bliżej siebie i kołyszesz jej drobne ciało. - Myślałam, że wyjazd to jedyne rozwiązanie, jednak tak nie było. 
- Rozwiązanie czego? - chwytasz ją za ramiona. - Marina, odpowiedz mi!
- Wyjechałam z Piotrem tylko dlatego, żeby spróbować zapomnieć o Tobie, Zbyszku... Był jedynie przykrywką na to, że zakochałam się w kimś innym - cichnie, spuszcza wzrok. Unosisz jej podbródek do góry, zmuszasz do patrzenia prosto w oczy. 
- W kim, Skarbie?
- W Tobie, Zbyszku.

     I czujesz, jakbyś właśnie sięgnął dłońmi gwiazd, jakbyś poznał czym jest raj, jakbyś uniósł się wysoko nad Ziemię, jakbyś dostał największy w życiu Skarb we własne dłonie i zdał sobie sprawę, że już nigdy go nie opuścisz, nie zostawisz na pastwę złego losu, który niesie wiele niebezpieczeństw, który często będzie chciał spłatać ci figla i odebrać ci twój Skarb. Lecz ty już go nikomu nie oddasz. Nie pozwolisz, by ktokolwiek inny niż ty mógł się nim zajmować, przytulać, prowadzić przez życie, kochać tak mocno, jak kochasz ty. Bo kochasz, przeraźliwie mocno, prawdziwie, inaczej, wyjątkowo, specyficznie, niebiańsko. Kochasz swój własny ideał. Kochasz Ją odzianą jedynie w światło świecy, gdy znajdujecie się w twoim skromnym mieszkaniu, a wasze ciała scalają się w jedność. Jedność, o którą już zawsze będziesz walczył i strzegł. Będziesz stał na straży swojego pragnienia, bo jest nim miłość do Mariny.


~*~



~*~

Tak, Moje Drogie, to jest już koniec. 
Zaczynając publikacje tej historii pozwoliłam Wam na to, abyście po jej zakończeniu zlinczowały mnie za wszystko, co się tu wydarzy. W gruncie rzeczy sama już nie wiem, czy na to zasłużyłam. Same zdecydujcie. ;-)

Chciałabym bardzo mocno podziękować Wam wszystkim za to, że byłyście tu, że wspierałyście mnie przy tworzeniu kolejnych rozdziałów tej historii, że zechciałyście w ogóle kiedyś zacząć ją czytać i dotrwałyście razem ze mną do jej końca. Dziękuję każdej z Was z osobna, ale też i ogółowi. W dużej mierze ta historia została napisana dla was. :)

To chyba pierwszy raz, gdy nie płaczę przy publikacji Epilogu, a to chyba nowość, bo zawsze byłam płaczką, jednak jak widzicie robię postępy i mam nadzieje, że już nigdy nie będę płakać, jak będę coś kończyć. No chyba, że całą swoją przygodę z blogami ;-)

Na sam koniec pragnę zaprosić na Siatkarską Mode Na Sukces., którą postaram się napisać razem z Moniką ;) Mam nadzieję, że ta zwariowana historia przypadnie Wam do gustu. :D

Całuję,
Dzuzeppe :*

sobota, 2 sierpnia 2014

Żądza Dziewiętnasta.


"Nie możesz walczyć już dłużej przeciwko Niej.
Musisz zacząć walczyć o siebie...
Dla Niej."





Wróciłeś do swoistego rodzaju domu, do miejsca, dzięki któremu poznała cię cała siatkarska Polska na poważnie. Wracasz do Jastrzębia, do klubu, gdzie czułeś się jak w domu, jak w idealnym dla siebie miejscu. Mimo wszystko kiedyś zdecydowałeś się odejść, aczkolwiek teraz wreszcie do niego wracasz. Mieszkasz nawet w tym samym mieszkaniu, które kiedyś już do ciebie należało, w którym tak dobrze się czułeś. Pierwsze treningi były katorgą. Twoje myśli nie krążyły woków odbijającej się piłki, jednak wokół kobiety, którą pożegnałeś niespełna miesiąc temu. Rana pękniętego serca nie zabliźni się łatwo, nie wyleczy do końca, jednak z czasem przestanie krwawić i potwornie boleć. Serce jednak nigdy nie zapomni, nigdy nie przestanie z niego płynąć ogromnie silne uczucie do Diany, nigdy nie zamkniesz tego rozdziału życia za sobą i nie pójdziesz dalej. Nigdy również nie przeżyjesz już tak silnej więzi między dwójką ludzi. Mimo wydarzeń z Włoch byłeś w stanie nadal ją kochać, nadal chciałeś z nią być, nadal układałeś w głowie wspólną przyszłość. Niestety stało się inaczej. Zawsze będziesz pamiętać, kochać, tęsknić.

Na zewnątrz rozszalała się burza. Gęste i ciężkie krople wody uderzają o szyby okien w twoim mieszkaniu, uderzające pioruny oświetlają niemal wszystkie pomieszczenia, a dźwięk ich uderzeń słychać mimo różnorakich uszczelnień w oknach. Stoisz nieruchomo w drzwiach balkonowych i spoglądasz z góry na skąpane już w ciemności, rozświetlane przez błyski piorunów, śpiące Jastrzębie. Od wypadku świat pogrążony w ciemności nocy jest ci bardziej bliski niż jasność dnia. Polubiłeś tę nicość, która zaczęła cię otaczać. Początkowo Marina starała się wybić ci z głowy siedzenie w ciemności, jednak z czasem zrozumiała chyba, że to jest ci potrzebne, że przy tym czujesz się lepiej, że to ciemność i nicość stały się twoim światem. Doskonale zrozumiałeś jej decyzję o pozostaniu w Polsce, o studiach we Wrocławiu, o nowym życiu. Rozumiesz również to, że przestała cię niańczyć, jak robiła to przez pierwsze dni od wypadku. Potrzebowałeś swoistego szoku, a wiadomość o jej wyprowadzce czymś takim się stała. 

Nieustanne krople spadają na miasto, niemal zalewają je. Musisz się do tego przyzwyczaić, nawet jeśli we Włoszech zawsze było słonecznie, tutaj niespodziewane i gwałtowne burze są codziennością, a przecież najgorszy burzowy czas dopiero przed tobą. Tutaj wszystko będzie inne. Najgorsze jest to, że nie będziesz miał już tej świadomości, że ktoś na ciebie czeka, że tęskni, że kocha. Diana nie śniła ci się, nie czułeś jej obecności, nie "widziałeś" nierealnej rzeczywistości. Pozwoliłeś jej spokojnie odejść do zaświatów? Może... Przecież nie masz czarodziejskich mocy, która przywróciłyby jej życie, nawet jeśli tak bardzo tego pragniesz. Ze stanu pogrążenia we własnych myślach wyrywa cię ciche pukanie do drzwi, które zadziwia i równocześnie wprowadza w zakłopotanie twoją osobę, bo przecież kto może cię nawiedzać o trzeciej w nocy. Niepewnie szurasz bosymi stopami po panelach i płytkach, przekręcasz zamek, nie patrząc nawet przez judasz otwierasz drzwi na oścież. Spodziewasz się wszystkiego. Podświadomie nawet zwykłej pustki, którą mógłbyś interpretować jako obecność Diany. Zaskakuje cię jednak coś innego. Widok Mariny przemokniętej do suchej nitki z małą walizką przy nodze.

- Nie pytaj, co się stało, po prostu przygarnij mnie do siebie - mówi słabym głosikiem, ze łzami w oczach. Zaimponowała ci, jej polski jest bardzo dobry. Stawiasz krok do przodu, patrzysz w jej oczy, powoli rozchylając ramiona, w które bez wahania wtula się. Nie obchodzi cię to, że twoje ubranie również przemoknie. To zachowanie bezwarunkowe, jakby ktoś popychał cię i kazał zacisnąć mocno ramiona wokół jej drobnego ciała. - Ja się chyba nie nadaję, żeby znaleźć sobie kogoś... - westchnęła, gdy pomogłeś jej wnieść walizkę do mieszkania. 
- Więc przestań szukać, niech ten ktoś sam cię odnajdzie - podałeś jej suchy ręcznik i popchnąłeś lekko w kierunku łazienki zamiast drążyć temat. - Zrobię ci coś do jedzenia...

Burza powoli ucicha, deszcz przestaje padać, w mieszkaniu źródłem światła stają się żarówki, a nie blaski piorunów. W oknie nie widzisz już rozhulanych koron drzew, a spokój, który ogarnia miasto i otacza je bezpiecznym światłem latarni. Na stole w salonie stawiasz talerz z kilkoma kanapki i dwa kubki z kakao. Dzieckiem przestałeś być już dawno, jednak tego mlecznego napoju nigdy nie przestaniesz lubić, ba!, nauczyłeś pić kakao Marinę. Siadasz na kanapie, bierzesz jeden kubek w dłonie. Dźwięki z łazienki ustały, więc Włoszka zaraz wyjdzie. Po chwili tak własnie się dzieje, a dziewczyna ubrana w piżamę z motywem Myszki Miki siada obok. Obdarza cię dziękczynnym spojrzeniem, do jej ust trafiają kolejno kanapki, a na twarzy pojawia się delikatny uśmiech. Wpatrujesz się w nią, jak w sławny obraz w galerii sztuki. Poniekąd jest dziełem, poniekąd powinieneś jedynie podziwiać jej urok, poniekąd nie powinieneś widzieć w niej najbliższej sobie osoby, poniekąd nie powinieneś odczuwać tęsknoty i smutku, gdy nie ma jej obok. Poniekąd nie powinieneś nawet rozpoczynać z nią znajomości.

- Marina...?
- Tak? - odrywa się od parującego jeszcze napoju i spogląda na ciebie.
- Dziękuję - łapiesz jej dłoń, umieszczasz swoje spojrzenie w jej bransoletce. - Dziękuję za to, że uświadomiłaś mi jeszcze we Włoszech moje uczucia do Diany - cichniesz na chwilę, by po chwili kontynuować, dalej bawiąc się koralikami. - Dziękuję za to, że pozwoliłaś się w ogóle poznać. Dziękuję za to, jak potrafiłaś mnie zmienić. Dziękuję za to, że mnie nie zostawiłaś, że nie pozwalasz mi teraz stoczyć się w dół, każesz stanąć na nogach i po prostu jesteś. - Dopiero teraz podnosisz wzrok z jej dłoni na oczy pozwalając, aby wasze spojrzenia skrzyżowały się. - Jesteś moim Aniołem Stróżem.
- Chyba ty moim... - śmieje się delikatnie i wtula w twoje ramiona. - Jak się czujesz? - pyta nie odrywając się od ciebie.
- Marina, jest w miarę dobrze, tylko ta pustka, to uczucie, że już wszystko się skończyło, że straciło sens, że nie mam po co żyć i dalej się starać. Że nie mam dla kogo. - kończysz, wyplątujesz się z jej ramion, podchodzisz do okna. - Wiesz, co robię nocami? Chodzę po mieszkaniu i próbuję przypomnieć sobie wszystkie wspólne chwile. Te wspaniałe i te mniej szczęśliwe. Zasypiam dopiero nad ranem, potem wstaję na trening, jestem na hali, wracam tu i wszystko zaczyna się od nowa. - Nie spoglądasz nawet w jej kierunku. Po chwili słyszysz, jak podnosi się z kanapy, sunie bosymi stopami po panelach i staje za tobą. Splata dłonie na twoim torsie, a sama przytula się do pleców.
- Nie zostawię Cię, Zbyszku - szepcze w twoją bluzę. - Nie pozwolę, byś dalej cierpiał. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie, bez której ja sama znalazłabym się już dawno na dnie...

Z głośników odtwarzacza płyną spokojne dźwięki utworów, tych ulubionych Diany, tych, w których sam zakochałeś się, kiedy to zmuszała cię godzinami do ich słuchania. Teraz z wielką chęcią słuchasz ich każdego wieczora. Splatasz z Włoszką dłonie, oboje patrzycie się w budzące się za dnia miasto. Na szczęście jutro, w zasadzie to już dziś, nie musisz stawić się na hali. Po kilku chwilach odwracasz się przodem do dziewczyny, kciukiem muskasz jej policzek, po którym spływają łzy. Nie wiesz, dlaczego płacze, aczkolwiek po twoich również płyną słone stróżki cieczy. Jej oczy nie świecą wesoło, brak w nich czegokolwiek. Przybliżasz się delikatnie do jej twarzy, opierasz czoło o czubek jej głowy. Odgarniasz mokre jeszcze włosy z policzków. Niewątpliwie czujesz, że coś się skończyło między wami, że pękła pewna granica, że nie powinieneś walczyć ze swoim przeznaczeniem, że powinieneś pomknąć przez życie razem z nim, by znów odnaleźć szczęście.

- Połóż się w sypialni - szepczesz. - Nie chcę słyszeć sprzeciwów - uśmiechasz się delikatnie.
- Dobrze - kopiuje gest. - Dobranoc, Zbyszku.
- Dobranoc. - Gest, który wykonujesz jest wyjątkowy. Nie jest on dostępny dla każdej kobiety w twoim życiu, a jedynie dla tych wyjątkowych. Muskasz jej czoło, zerkasz w oczy i pozwalasz odejść. - Już wiem, co robić, Diana... Dziękuję.



Zrozumiałeś coś bardzo ważnego, Zbyszku.
Nie możesz sprzeciwić się losowi,
Możesz walczyć o samego siebie dla niej.
Dla Mariny.



~^~


Przepraszam za obsuwę, jednak nie mam nastroju do pisania ostatnio.
Nie wiem, czy zrozumiecie, o co tak naprawdę chodzi mi w tej historii, ale to już powoli jej koniec, więc dobrze by było ;)
Każda z Was już pewnie wie, jak to będzie z Mundialem i jego transmisją.
Ja osobiście będę skazana albo na szukanie zagranicznych transmisji, albo na podróże do przyjaciółki, jednak po części POLSAT rozumiem.

Gdyby ktoś jeszcze nie czytał, to zapraszam na Grzesia, Olę i Olimpię. oraz na Ask ;)

Całuję :*

Ps. Jutro startuje któryś z duetów najprawdopodobniej ;)