"Wielkie nadzieje,
a wszystko zmierza ku końcowi"
Wyjątkowa. Takie określenie idealnie pasuje do twojej żony. Ta cecha objawia się na każdym kroku waszego wspólnego życia już jako małżeństwo. Miesiąc miodowy został skrócony do tygodniowych wakacji, po których końcu musisz stawić się na zgrupowaniu kadry, przygotowującej się do Mistrzostw Świata. Idealnie jest patrzeć, jak jest pogrążona we śnie, jak kąciki jej ust lekko się unoszą, jak swobodnie spoczywa nago tuż obok ciebie. Jest taka zwyczajnie piękna, taka naturalna, zmysłowa, taka całkowicie oddana tobie. Żałujesz, że tydzień wakacji powoli zbliża się ku końcowi. Żałujesz, że tak wiele mogłeś stracić przez głupi wymysł we Włoszech, który do tej pory może przekreślić wszystko, co udało ci się odbudować. Żałujesz jednak tego, że przez ten czas spędzony z Eleną nie odwiodłeś jej od prostytucji, to twoja włoska porażka, choć wiesz, że jeszcze nie wszystko stracone.
- Kocham cię, Skarbie - szepczesz w jej włosy, układając się obok swoje żony. Jak to dumnie brzmi. Twoja żona. - Jesteś moim rajem...
- Zbyszek... My dopiero razem stworzymy raj.
Przemierzasz z nią kolejne metry, zwiedzając starówkę malowniczej Barcelony. Kiedyś nawet nie pomyślałbyś o wakacjach w Europie, kiedyś liczyły się tylko tropiki, lecz teraz dorosłeś do tego, żeby zrozumieć, jak wiele urokliwych zakątków znajduje się blisko Polski. Nie chcesz już tracić czasu na długie podróże, chcesz spożytkować go przy swojej drugiej połówce. Jej radosny uśmiech, gdy robi zdjęcia zabytkom, czy tobie samemu na ich tle jest dla ciebie nieopisaną przyjemnością. Jest jak anioł, gdy wiatr rozwiewa jej blond włosy, a Słońce okala rozpromienioną twarz. Podchodzisz do niej, nie zwracasz uwagi na wypowiadane przez nią słowa, przyciągasz do siebie i wpijasz się w jej malinowe usta. Śmiech pary staruszków siedzących na ławce powoduje uśmiech na waszych ustach. Prosisz, żeby zrobili wam zdjęcie. Przytulasz ją do siebie. Jesteś cholernie zakochany w wyjątkowej kobiecie. Sam chciałbyś być tak wyjątkowy jak ona. Nie jesteś.
Wieczorem, gdy miasto i plaża pustoszeje prowadzisz ją za rękę przy brzegu morza. Blask Księżyca oświetla wasze twarze. Widzisz, że jest szczęśliwa, że jesteś odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu, że razem stworzycie coś wielkiego. Woda podmywa wasze gołe stopy, wiatr muska ramiona, blask gwiazd oświetla twarze. Jest magicznie, wyjątkowo, idealnie. I to jest chyba właśnie twój własny raj na Ziemi, to chyba tego pragnąłeś przez całe swoje życie. Nie chciałeś perwersyjnej kobiety skąpo ubranej albo raczej rozebranej. Od zawsze marzyłeś o zwyczajnym życiu, które będzie rajem. Masz wszystko, nic więcej nie jest ci potrzebne. Jedyne czego brakuje ci do stuprocentowego szczęścia, to mały bobas, który kiedyś powie na ciebie tata, który będzie cię kochał, przez którego nie prześpisz wiele nocy, którego zachowanie będzie cię denerwować. Jednak to będzie twoje dziecko, twój skarb. Wszystkie aspekty życia stworzą wyobrażenie raju, które kiedyś sobie stworzyłeś. Zmieniłeś się.
- Kim właściwie jest Marina?
- Kto, kochanie? - uśmiechasz się, nie mając pojęcia, o kim jest mowa.
- Kim jest ta Włoszka, którą zaprosiłeś na nasz ślub? - to Elena mówi twoja dusza, jednak usta milczą. Pierwszy raz słyszysz jej prawdziwe imię. Wydaje ci się chyba jeszcze bardziej wyjątkowe od znanego od dawna pseudonimu. Musisz odpowiedzieć jednak Dianie. Tylko kim właściwie jest Marina?
- Kiedy ją poznałem... Marina zerwała kontakt z rodzicami, z przeszłością. Mieszkała obok. Przez ten krótki czas stała się moją przyjaciółką. Pomogła mi odnaleźć się we Włoszech, a ja starałem się pomóc jej w samodzielnym, innym życiu, które zaczęła - podchodzisz do brzegu morza. - Dzięki sobie nawzajem wiele zrozumieliśmy odnośnie swoich losów.
- Co na przykład? - podchodzi do ciebie i przytula się do pleców.
- Ja na przykład zrozumiałem to, - odwracasz się do niej - jak bardzo za tobą tęskniłem i jak mocno mi cię brakowało - składasz pocałunek na jej czole. - Wracajmy już - obejmujesz ją w talii i prowadzisz do hotelu.
Nie powiedziałeś prawdy, nie potrafiłeś. Nie pozwolisz, aby kiedykolwiek się o tym dowiedziała. Nie pozwolisz, by prawda wyszła na światło dzienne i w jakikolwiek sposób wpłynęła na twoje życie. Boisz się tego, że prawda zniszczy wszystko. Zniszczy wasze małżeństwo, miłość, przyszłość. Boisz się, że zniszczy Dianę. Gdy zasypiasz z nią w swoich ramionach, czujesz przeraźliwy lęk, że możesz ja stracić, który staje się coraz większy. Paniczny strach powoduje paraliż. Taki, że boisz się nawet lekko poluzować uścisk, w którym trzymasz Dianę. Nie wyobrażasz sobie sytuacji, w której po wspólnych przeżyciach musiałbyś patrzeć na to, jak płacze przez ciebie i twoje egoistyczne wybryki. Fakt, nadal jesteś egoistą, bo chcesz siebie jak najlepiej, a jeśli tobie jest dobrze, to i Dianie powinno, prawda? Całujesz ją w czubek głowy, szepczesz, jak mocno ją kochasz, zasypiasz wreszcie z myślą, żeby wszystko pozostało tak poukładane, jak jest obecnie.
Ostatni dzień pobytu w Hiszpanii spędzacie ponownie na starym mieście, gdzie robicie mnóstwo zdjęć. Postanowiłeś, że upamiętnisz każdą wspólną chwilę, by kiedyś móc cieszyć się nimi na nowo za kilkadziesiąt lat, by pokazywać swoim wnukom swoje szczęście. Zatrzymując się przy fontannie, nie widzisz piękniejszej kobiety od swojej żony. Żadna nie ma tak śnieżnobiałego i promiennego uśmiechu, żadna nie patrzy na ciebie równocześnie z tak wielkim uczuciem ale i pragnieniem, żadna nie wychodzi na zdjęciach z tobą tak dobrze, jak Diana. Żadnej inne znajdującej się na ziemskiej planecie nie kochasz tak wyjątkowo i mocno, jak młodej pani Bartman. Miłość do niej jest nie do opisania. Nie potrafisz zrozumieć, jakim głupcem byłeś, ale może wtedy własnie nie rozumiałeś, jakim jest skarbem twa miłość do Diany? Może nie potrafiłeś pojąć magii i zarazem sprzeczności, które niesie za sobą to uczucie? Może tak naprawdę inaczej nie zdałbyś sobie sprawy z rang, do jakiej urosła twa miłość? Może teraz byłbyś nieszczęśliwy? Może jednak zamiast dzielić radości i smutki z Dianą, czerpałbyś przyjemność z bycia z Eleną? Nie wiesz... Nie chcesz wiedzieć.
Nie poznajesz otaczającej cię rzeczywistości, która chyba zaczyna płatać ci figle. Wszystko wokół ciebie się zmienia, a ty możesz rzec, że od jakiegoś czasu stoisz w miejscu, z którego nie ma jednego, konkretnego wyjścia, które sprawi, że każdy będzie szczęśliwy, zadowolony z twojego wyboru. Tak nie będzie nigdy. Najgorsze jest jednak to, że nie wiesz, co miałoby być tą najlepszą z możliwych możliwości, ba!, nie masz nawet pomysłu, co mógłbyś konkretnie zrobić, jak się zachować, co odpowiedzieć na zadane ci pytania. Zastanawiasz się, czy nie łatwiej byłoby rzucić tego wszystkiego w cholerę i wyjechać gdzieś daleko z Dianą, odciąć się od przysparzającego kłopoty świata, a odnaleźć się w tym lepszym, gdzie znalazłby się koniec twojej wybujałej drogi, gdzie nadszedłby kres możliwości, gdzie to ty potrzebowałbyś pomocy, zamiast ją dawać. Chciałbyś wreszcie spokojnie zasnąć z myślą, że nikogo nie ranisz, sam nie cierpisz, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Szkoda, że nie wiesz, że wszystko może być zupełnie inaczej.
- Kocham cię, Skarbie - szepczesz w jej włosy, układając się obok swoje żony. Jak to dumnie brzmi. Twoja żona. - Jesteś moim rajem...
- Zbyszek... My dopiero razem stworzymy raj.
Przemierzasz z nią kolejne metry, zwiedzając starówkę malowniczej Barcelony. Kiedyś nawet nie pomyślałbyś o wakacjach w Europie, kiedyś liczyły się tylko tropiki, lecz teraz dorosłeś do tego, żeby zrozumieć, jak wiele urokliwych zakątków znajduje się blisko Polski. Nie chcesz już tracić czasu na długie podróże, chcesz spożytkować go przy swojej drugiej połówce. Jej radosny uśmiech, gdy robi zdjęcia zabytkom, czy tobie samemu na ich tle jest dla ciebie nieopisaną przyjemnością. Jest jak anioł, gdy wiatr rozwiewa jej blond włosy, a Słońce okala rozpromienioną twarz. Podchodzisz do niej, nie zwracasz uwagi na wypowiadane przez nią słowa, przyciągasz do siebie i wpijasz się w jej malinowe usta. Śmiech pary staruszków siedzących na ławce powoduje uśmiech na waszych ustach. Prosisz, żeby zrobili wam zdjęcie. Przytulasz ją do siebie. Jesteś cholernie zakochany w wyjątkowej kobiecie. Sam chciałbyś być tak wyjątkowy jak ona. Nie jesteś.
Wieczorem, gdy miasto i plaża pustoszeje prowadzisz ją za rękę przy brzegu morza. Blask Księżyca oświetla wasze twarze. Widzisz, że jest szczęśliwa, że jesteś odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu, że razem stworzycie coś wielkiego. Woda podmywa wasze gołe stopy, wiatr muska ramiona, blask gwiazd oświetla twarze. Jest magicznie, wyjątkowo, idealnie. I to jest chyba właśnie twój własny raj na Ziemi, to chyba tego pragnąłeś przez całe swoje życie. Nie chciałeś perwersyjnej kobiety skąpo ubranej albo raczej rozebranej. Od zawsze marzyłeś o zwyczajnym życiu, które będzie rajem. Masz wszystko, nic więcej nie jest ci potrzebne. Jedyne czego brakuje ci do stuprocentowego szczęścia, to mały bobas, który kiedyś powie na ciebie tata, który będzie cię kochał, przez którego nie prześpisz wiele nocy, którego zachowanie będzie cię denerwować. Jednak to będzie twoje dziecko, twój skarb. Wszystkie aspekty życia stworzą wyobrażenie raju, które kiedyś sobie stworzyłeś. Zmieniłeś się.
- Kim właściwie jest Marina?
- Kto, kochanie? - uśmiechasz się, nie mając pojęcia, o kim jest mowa.
- Kim jest ta Włoszka, którą zaprosiłeś na nasz ślub? - to Elena mówi twoja dusza, jednak usta milczą. Pierwszy raz słyszysz jej prawdziwe imię. Wydaje ci się chyba jeszcze bardziej wyjątkowe od znanego od dawna pseudonimu. Musisz odpowiedzieć jednak Dianie. Tylko kim właściwie jest Marina?
- Kiedy ją poznałem... Marina zerwała kontakt z rodzicami, z przeszłością. Mieszkała obok. Przez ten krótki czas stała się moją przyjaciółką. Pomogła mi odnaleźć się we Włoszech, a ja starałem się pomóc jej w samodzielnym, innym życiu, które zaczęła - podchodzisz do brzegu morza. - Dzięki sobie nawzajem wiele zrozumieliśmy odnośnie swoich losów.
- Co na przykład? - podchodzi do ciebie i przytula się do pleców.
- Ja na przykład zrozumiałem to, - odwracasz się do niej - jak bardzo za tobą tęskniłem i jak mocno mi cię brakowało - składasz pocałunek na jej czole. - Wracajmy już - obejmujesz ją w talii i prowadzisz do hotelu.
Nie powiedziałeś prawdy, nie potrafiłeś. Nie pozwolisz, aby kiedykolwiek się o tym dowiedziała. Nie pozwolisz, by prawda wyszła na światło dzienne i w jakikolwiek sposób wpłynęła na twoje życie. Boisz się tego, że prawda zniszczy wszystko. Zniszczy wasze małżeństwo, miłość, przyszłość. Boisz się, że zniszczy Dianę. Gdy zasypiasz z nią w swoich ramionach, czujesz przeraźliwy lęk, że możesz ja stracić, który staje się coraz większy. Paniczny strach powoduje paraliż. Taki, że boisz się nawet lekko poluzować uścisk, w którym trzymasz Dianę. Nie wyobrażasz sobie sytuacji, w której po wspólnych przeżyciach musiałbyś patrzeć na to, jak płacze przez ciebie i twoje egoistyczne wybryki. Fakt, nadal jesteś egoistą, bo chcesz siebie jak najlepiej, a jeśli tobie jest dobrze, to i Dianie powinno, prawda? Całujesz ją w czubek głowy, szepczesz, jak mocno ją kochasz, zasypiasz wreszcie z myślą, żeby wszystko pozostało tak poukładane, jak jest obecnie.
Ostatni dzień pobytu w Hiszpanii spędzacie ponownie na starym mieście, gdzie robicie mnóstwo zdjęć. Postanowiłeś, że upamiętnisz każdą wspólną chwilę, by kiedyś móc cieszyć się nimi na nowo za kilkadziesiąt lat, by pokazywać swoim wnukom swoje szczęście. Zatrzymując się przy fontannie, nie widzisz piękniejszej kobiety od swojej żony. Żadna nie ma tak śnieżnobiałego i promiennego uśmiechu, żadna nie patrzy na ciebie równocześnie z tak wielkim uczuciem ale i pragnieniem, żadna nie wychodzi na zdjęciach z tobą tak dobrze, jak Diana. Żadnej inne znajdującej się na ziemskiej planecie nie kochasz tak wyjątkowo i mocno, jak młodej pani Bartman. Miłość do niej jest nie do opisania. Nie potrafisz zrozumieć, jakim głupcem byłeś, ale może wtedy własnie nie rozumiałeś, jakim jest skarbem twa miłość do Diany? Może nie potrafiłeś pojąć magii i zarazem sprzeczności, które niesie za sobą to uczucie? Może tak naprawdę inaczej nie zdałbyś sobie sprawy z rang, do jakiej urosła twa miłość? Może teraz byłbyś nieszczęśliwy? Może jednak zamiast dzielić radości i smutki z Dianą, czerpałbyś przyjemność z bycia z Eleną? Nie wiesz... Nie chcesz wiedzieć.
Nie poznajesz otaczającej cię rzeczywistości, która chyba zaczyna płatać ci figle. Wszystko wokół ciebie się zmienia, a ty możesz rzec, że od jakiegoś czasu stoisz w miejscu, z którego nie ma jednego, konkretnego wyjścia, które sprawi, że każdy będzie szczęśliwy, zadowolony z twojego wyboru. Tak nie będzie nigdy. Najgorsze jest jednak to, że nie wiesz, co miałoby być tą najlepszą z możliwych możliwości, ba!, nie masz nawet pomysłu, co mógłbyś konkretnie zrobić, jak się zachować, co odpowiedzieć na zadane ci pytania. Zastanawiasz się, czy nie łatwiej byłoby rzucić tego wszystkiego w cholerę i wyjechać gdzieś daleko z Dianą, odciąć się od przysparzającego kłopoty świata, a odnaleźć się w tym lepszym, gdzie znalazłby się koniec twojej wybujałej drogi, gdzie nadszedłby kres możliwości, gdzie to ty potrzebowałbyś pomocy, zamiast ją dawać. Chciałbyś wreszcie spokojnie zasnąć z myślą, że nikogo nie ranisz, sam nie cierpisz, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Szkoda, że nie wiesz, że wszystko może być zupełnie inaczej.
Tak mocno chcesz żyć w przekonaniu, że dotarłeś do końca swej wybujałej ścieżki życiowej,
że wszystko będzie już poukładane, jednak może być jeszcze koszmarnie, może boleć.
Możesz cierpieć, jak nigdy wcześniej...
~^~
Witam was :D
Dzisiejszy rozdział powoli zwiastuje to, czego ja sama się lekko obawiam...
Znacie moją naturę, więc pewnie się domyślacie, że wesoło nie będzie, nie?
To chyba jeden z najdłuższych rozdziałów na tym blogu :D
W komentarzu jedna z was poruszyła bardzo ważną kwestię. Chodzi o wzajemne korzyści na przyszłość, które dali sobie wzajemnie Marina (od dziś tak ją nazywamy:P ) i Zbyszek.
W kolejnych epizodach zobaczycie o co chodziło mi w tej historii i ta ich wspólna zależność (?) się ukarze ;)
Całuję :*
PS. Nadal zapraszam na epilog Sobotniej Nocy, jeśli ktoś nie dotarł, dodatek do Pozorów Małżeństwa, który pojawił się na Jednopartach, 14 rozdział na Grzesiu, Oli i Olimpii, no i jeśli macie pytanie to śmiało Ask.
Dzisiejszy rozdział powoli zwiastuje to, czego ja sama się lekko obawiam...
Znacie moją naturę, więc pewnie się domyślacie, że wesoło nie będzie, nie?
To chyba jeden z najdłuższych rozdziałów na tym blogu :D
W komentarzu jedna z was poruszyła bardzo ważną kwestię. Chodzi o wzajemne korzyści na przyszłość, które dali sobie wzajemnie Marina (od dziś tak ją nazywamy:P ) i Zbyszek.
W kolejnych epizodach zobaczycie o co chodziło mi w tej historii i ta ich wspólna zależność (?) się ukarze ;)
Całuję :*
PS. Nadal zapraszam na epilog Sobotniej Nocy, jeśli ktoś nie dotarł, dodatek do Pozorów Małżeństwa, który pojawił się na Jednopartach, 14 rozdział na Grzesiu, Oli i Olimpii, no i jeśli macie pytanie to śmiało Ask.